Dziś przepiękne słońce od rana, to sobie myślę, o to może spacer?. Monsz mój podzielał ten pomysł, podobnie jak "no godzinka na świeżym powietrzu". Zgadnijmy ile przebywaliśmy na dworze? Jakieś (uwaga, uwaga WYCZYN) 5-8 minut ;] jak tylko złapał nas pierwszy wiatr, to słonko okazało się, że świeci za słabo. Mróz odgryza uszy i palce. Po kilkunastu metrach stwierdziliśmy, że spacer trzeba przykrócić, a po dojściu do mostu zarządziliśmy odwrót. W przypływie szaleństwa postanowiliśmy przejść się jeszcze odrobinkę, aby wypróbować nową zabawkę i postrzelać fotki biednym zwierzakom, które nie mam pojęcia jak przetrwają tą zimę... Generalnie zaczynam wierzyć tubylcom i ich opowieściom o mrozie przeszywającym na wylot... A dziś tylko -12 stopni było. Podobno norma zimą to -20 ;] chyba czekają nas długie wieczory pod kocem, albo i dwoma....
A i widzieliśmy pieska w ubranku i bucikach ;]